ul. Jagiellończyka 11

Dzielnica: Śródmieście
Osiedle: Nadodrze
Ulica: Kazimierza Jagiellończyka, dawniej: Ottostrasse
 
Jagiellończyka 11


Nie rzuca się w oczy jako pierwsza z całej pierzei, ale kiedy przyjrzałam się jej zdobieniom – po prostu musiałam ją obfotografować :).

ul. Jagiellończyka 11
Na każdym piętrze coś się dzieje: okien z parteru pilnują lwy, na pierwszym piętrze pysznią się wspaniałe maski kobiece, a w każdym z dorodnych naczółków na drugim piętrze siedzi równie dorodny putto (no, dobrze, nie w każdym, z jednego najwyraźniej wyleciał…). Prawdopodobnie przez bliskie sąsiedztwo wspomnianych naczółków, na trzecim piętrze dzieje się mniej. Ale to tylko chwilowe ;). Na czwartym piętrze, nad każdym z ujętych pilastrami okien znów putto i znów zdobienia. Pomiędzy nimi, w – najprawdopodobniej dębowych – liściach widać piękne kartusze. 

ul. Jagiellończyka
Wyżej straszą cegły, ale poza tym fragmentem cała fasada wygląda naprawdę nieźle (najpewniej była odświeżana). Ubytki w zdobieniach są raczej niewielkie. Również wandale jakoś przeoczyli tę kamienicę. Co się kryje pod tynkiem? W jakim stanie jest budynek? Niestety, nie spotkałam żadnego z mieszkańców, by podpytać jak się tam mieszka. 
Miałam jednak szczęście – solidne, drewniane drzwi okazały się otwarte, więc miałam okazję obejrzeć wnętrze. Pierwsze rozczarowanie: płytki zniknęły. Można sobie tylko wyobrażać, jak wyglądała niegdyś posadzka. Szkoda, bo przy tak uroczej fasadzie, pewnie i kafle były frymuśne ;). Hol kończy się puszką – a właściwie blaszanymi drzwiami na podwórze. Piękne nie są, ale z pewnością zamknięte. Pewnie dzięki temu ściany nie są pokryte bazgrołami. Ocalałe zdobienia są zamalowane grubą warstwą farby. A żeby nie było smutno, to detale świecą seledynową olejną ;). Ten sam odcień miałam na klatce schodowej bloku, w którym się wychowałam. Straszył mnie jeszcze w czasach wczesnej podstawówki. Raz zapomniałam kluczy do domu. Kilka godzin siedzenia  na klatce schodowej jak we wnętrzu psychodelicznego groszku. Brrr. Nigdy już nie byłam tym samym człowiekiem. No, ale wracając do tematu – seledynowe detale zdają się mieć dobrze, mimo kontrowersyjnego koloru. 
ul. Jagiellończyka 11
Lubię takie kamienice. Widać, że jest czysto i że mieszkańcy o to dbają. To po prostu cieszy. Aż miałam wyrzuty sumienia, że udało mi się wejść – wszak mogłam być artystycznie niewyżytą jednostką uzbrojoną w marker… Wychodząc, zamknęłam starannie drzwi. 
Więcej zdjęć: [klik]

Ewelina Kodzis

Filologia, dziennikarstwo, grafika i blogowanie. Oprócz tego Wrocław, muzyka, jesień i koty. Później dopiero cała reszta.

7 komentarzy do “ul. Jagiellończyka 11

  • 23 lutego 2017 o 7:51 PM
    Permalink

    niesamowite to pierwsze zdjecie:) i super kamienica, przyjrze sie jak bede w okolicy

    Odpowiedz
  • 24 lutego 2017 o 9:58 AM
    Permalink

    Mieszkała tam kiedys znajoma mojej rodziny. Byłam wtedy dzieckiem, ale nadal pamiętam że mieszkanie miało piękną drewnianą podłogę.

    Odpowiedz
  • 3 marca 2017 o 10:24 AM
    Permalink

    Bylem. Ten seledyn, wow. Zeby bola. Ale faktycznie, na pierwszy rzut oka jest w niezlym stanie wszystko.

    Odpowiedz
  • 28 lutego 2021 o 9:47 PM
    Permalink

    Ten dysonans poznawczy, gdy z zewnątrz nadgryzione zębem czasu elewacje, a w środku polichromie na suficie klatki schodowej – idziesz na Jagiellończyka…są tam co najmniej dwa takie klatki..

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.