ul. Norwida 11
Dzielnica: Śródmieście
Osiedle: Plac Grunwaldzki
Ulica: Norwida Cypriana Kamila, dawniej: Hansastrasse
Osiedle: Plac Grunwaldzki
Ulica: Norwida Cypriana Kamila, dawniej: Hansastrasse
Norwida 11
Spacerując w okolicach Pasażu Grunwaldzkiego warto zajrzeć na ulicę Norwida. Miłośnicy kamienic mogą się tu poczuć jak dzieci w cukierni ;-)… Wojenna zawierucha była nadzwyczaj łaskawa dla Hansastrasse. A dla ulicy Norwida łaskawi są z kolei sami wrocławianie. Częstym widokiem w “kamienicowych” okolicach jest bałagan, wąskie chodniki, brak zieleni, horrorowe podwórza – na Norwida tego nie uświadczycie. A jeśli już, to w znikomej dawce… i pewnie niedługo będzie jeszcze piękniej.
Wzdłuż ulicy rosną drzewa! Prawdziwe! Zachwycałam się nimi dopóki nie podjęłam rozpaczliwej próby uchwycenia całej fasady kamienicy nr 11. Nie udało się. Drzewa, skromnych możliwości aparat, niewielka odległość na jaką mogłam się odsunąć od fasady (przecież nie wyburzę kamienic po drugiej stronie ulicy, żeby zrobić zdjęcie…) , a na koniec pogoda (zaczęła się dość paskudna burza). Trzeba się było ewakuować. Jak zwykle w takich przypadkach odsyłam Was do skarbnicy portalu Wratislaviae Amici, gdzie możecie zobaczyć jak kamienica wyglądała jeszcze przed wojną, jak wyglądała po wojnie, a przed remontem oraz jak jej fasada prezentuje się obecnie. Nie wiem, jak na Was, ale na mnie porównanie tych trzech zdjęć wywarło ogromne wrażenie. I nie chodzi mi o nr 2 vs zdjęcie nr 3. Na pierwszej fotografii w oknach i na balkonach są mieszkańcy tej kamienicy…! Ich już nie ma, Breslau już nie ma, a kamienica, w nowej szacie, stoi dalej. We Wrocławiu. Dziwne to wszystko i trochę magiczne :-).
Ale do rzeczy. Ponoć kamienica była najbardziej zniszczoną na całej ulicy. Po tych czasach ślad już zaginął. Fasada nie straciła nic ze swych detali. Nie wiem, jak wyglądały jej kolory pierwotnie. Obecne trochę mnie rażą, ale to kwestia gustu. Po kilku dniach przypatrywania się zdjęciom stwierdziłam, że w sumie może być.
ul. Norwida 11 – fasada |
W całym budynku wymieniono okna (także na klatkach schodowych) – co za radość dla oczu! Nie dość, że wszystkie są w tym samym stylu, to styl ów nawiązuje do tego, jak wyglądały niegdysiejsze okna!
Po lewej stronie od bramy wejściowej, w holu mieszkańcy maja swoje małe przejście do Narnii. A przynajmniej tak to wygląda… Coś jak dorodna drewniana szafa (a może po prostu ogromna futryna wystająca ze ściany?), zamknięta na skobel z kłódką, pokryta solidną warstwą farby olejnej. Drzwi zalotnie się nie domykają, a ze środka wionie chłód. Zapewne to jakaś komórka lub zejście do piwnicy, ale miło pomarzyć…
Sufit – … jest. Podobnie schody i stolarka drzwiowa. Wszystko czeka na przywrócenie dawnej świetności.
Na podwórze wyszłam bardziej z przyzwyczajenia niż z ciekawości, a tu miła niespodzianka. Jest baaardzo nietypowe. Zielono i ładnie. I nieustannie pięknieje – podobne “zabiegi” jak nr 11 przechodzą właśnie sąsiednie kamienice. Ale tu już odsyłam do zdjęć.
Ależ mnie cieszy Twój blog. znalazlam niedawno, ale przeczytałam cały. Jak to miło jeśli tak młodzi ludzie potrafią zauroczyć się starymi kamienicami. Dziękuję bardzo za zdjęcia, za ciekawość"szperacza". Mam nadzieję że też mieszkasz w jednym z takich miejsc.
Ja zostałam "zainfekowana"kamienicami wrocławskiemu kiedy przed prawie 30 laty zamieszkałam w jednej z nich, biednej dość, z oklic Jedności Narodowej. Później zobaczyłam jaki przepych i potencjał czai się w tych z okolic Pl. Grunwaldzkiego.Serdecznie pozdrawiam i jeszcze raz gratuluję bloga.
A strony o Wrocławiu na starych fotografiach ( popularny Hydral)do których często odsyłasz – dla mnie od lat mistrzostwo świata!
Zyta
Pani Zyto,
BARDZO dziękuję za tak miłe słowa. To niesamowicie motywuje! Licznik odwiedzin na blogu wskazywałby, że "kamieniczników" jest wielu, ale są najwyraźniej nieśmiali w komentowaniu 😉
Niestety, nie jest mi dane mieszkać w żadnym z tych ceglanych cudów. Ale wiem, że kiedy tylko będę miała taką możliwość, to się zmieni. Sporą część dzieciństwa spędziłam w mieszkaniu mojej Babci. Jej kamienicy już nie ma, ale zawsze będę pamiętać to niesamowite uczucie obcości, pewnej egzotyki, te wielkie okna, wysoki sufit, piękne piece kaflowe, ogromną wannę na "łapkach" i mnóstwo starych, drewnianych mebli…
Raz jeszcze – dziękuję za odwiedziny i za przemiły komentarz!
Pozdrawiam!
Ewelina
Lubię czasem poszukać w starych książkach adresowych nazwisk dawnych mieszkańców. Co prawda, nie znalazłem książki z 1907, ale z 1915 (http://obc.opole.pl/dlibra/doccontent?id=1302). W tym czasie na Hansastrasse 11 mieszkał prof. Rudolf Abicht, wybitny słowianista. Podobno doskonale władał językiem białoruskim (bez akcentu). Kto wie, może profesor jest na przedwojennym zdjęciu?
NIE-SA-MO-WI-TE! Ogromnie dziękuję za informację i w ogóle za sam pomysł takich poszukiwań.
Jedna kamienica, a tyle radości… ;)))
no w sumie ciekawa hipoteza co do zdjęcia, a profesor nie tylko władał białoruskim, ale tez był jednym z autorów jednej z pierwszych gramatyk języka białoruskiego.
Gratuluję i dziękuje… A przy okazji pozdrawiam (z Norwida 11)
To ja dziękuję – za wizytę 🙂 – i przeogromnie zazdroszczę. Czarująca ulica, a sama kamienica z Norwida 11 po remoncie zdecydowanie przykuwa spojrzenie.
Pozdrawiam również!